niedziela, 29 marca 2020

Jajnik z pokrzywą



Tak, wiem jak to brzmi. Ale w średniowieczu takie jajeczne placki, podobne do omletów nazywano ovaria- czyli własnie jajniki. U Czernieckiego i w późniejszych książkach omletopodobny placek  nazywany jest  już "grzybkiem" i jest to chyba bardziej neutralna nazwa:). Z tym, że staropolski grzybek to jednak nieco wykwintniejsze danie niż średniowieczne ovarium.
Ja do swojego omleta/grzybka/jajnika dodałam młodziutkiej pokrzywy, która własnie wychodzi z ziemi. Jest jej jeszcze za mało na zupę lub farsz, ale już może być smakowitym dodatkiem. Pokrzywę można zbierać w celach gastronomicznych właściwie cały rok, z tym, że z dużych starych pokrzyw zbieramy tylko najdelikatniejsze górne listki, a takie maluchy, jak są teraz- tniemy przy samej ziemi razem z łodygą.

Składniki:
4 jajka
4 łyżki mąki
mały pęczek pokrzywy
ząbek czosnku
szczypta soli
szczypta pieprzu
olej do smażenia

1. Pokrzywę przelewamy wrzątkiem, żeby nie parzyła i odstawiamy na sicie ( w durszlaku), żeby ociekła z wody.
2. W garnuszku ubijamy 4 całe jajka, stopniowo dodając mąkę. Kiedy nie ma już grudek dodajemy sól, pieprz i drobno pokrojony (lub przetarty przez praskę) ząbek czosnku.
3. Pokrzywę odciskamy z resztek wody, kroimy drobno, wrzucamy do ciasta i całość mieszamy.
4. Na patelni rozgrzewamy olej, smażymy najpierw z jednej strony, a gdy całość się zetnie- delikatnie przekładamy na drugą i smażymy jeszcze przez chwilę.
5. Podajemy gorący placek, posmarowany masłem lub z kleksem kwaśnej śmietany.



czwartek, 26 marca 2020

Tarta szpinakowa




Tym razem dla odmiany zabrałam się za realizację receptury z "Gospodarza paryskiego" :) Taki żarcik. Wiem, dużo tego "Gospodarza paryskiego" na blogu. Ale cóż ja zrobię, że  przepisy w nim zawarte są bardziej "życiowe" niż z innych starych książek i do tego oparte na ogólnie dostępnych produktach. W dodatku wychodzą całkiem smaczne i pożywne potrawy,
Tarta szpinakowa, robiona według czternastowiecznej receptury, właściwie niczym nie zaskakuje- jest dokładnie taka jaka powinna być tarta: ma kruche ciasto i delikatny, aromatyczny farsz. 
W oryginalnym przepisie jest świeży szpinak, ja wzięłam mrożony, bo akurat świeżego nie było, 
a pandemia to nie jest dobry czas na bieganie po sklepach w poszukiwaniu świeżego szpinaku. 
Z moich doświadczeń wynika, że dużej różnicy w smaku to nie robi.
Z podanych ilości wyszła tarta o średnicy 27 cm.

Składniki na farsz:
1 kg świeżego szpinaku lub 60 dkg mrożonego
1/2 kg białego twarogu półtłustego
pęczek natki pietruszki
1 łyżeczka oregano (lepsze świeże, ale może być też suszone)
1 łyżeczka bazylii (jak wyżej)
3 jajka
łyżka masła
szczypta czarnego pieprzu
sól

Składniki na ciasto:
2,5 szklanki maki
1/2 kostki masła
1/2 szklanki mleka
sól
olej do posmarowania blachy

1. Świeży szpinak blanszujemy i rozdrabniamy. Mrożony- po prostu rozmrażamy.
2. Do szpinaku dodajemy pokruszony twaróg, łyżkę roztopionego masła, posiekaną natkę pietruszki, jajka oraz przyprawy. Dokładnie mieszamy.
3. Na stolnice wysypujemy mąkę. Dodajemy sól i posiekane nożem masło (powinno mieć temperaturę pokojową). Zagniatamy dodając stopniowo ciepłe mleko. Odkładamy ciasto na 15 minut, żeby odpoczęło.
4.Rozwałkowujemy ciasto, aż uzyskamy placek, który pozwoli na wyłożenie formy.
5. Formę do ciasta smarujemy olejem, wyklejamy ciastem i pieczemy przez około 10 minut w temperaturze 180 stopni.
6. wyjmujemy z piekarnika, a gdy odrobinę przestygnie- wypełniamy ciasto farszem, dbając aby był równo rozłożony na całej powierzchni.
7. Ponownie wkładamy do piekarnika i pieczemy jeszcze przez około pół godziny.

poniedziałek, 23 marca 2020

Cebulki w sosie cameline



Zachwycona smakiem sosu cameline (przepis na kurczaka w sosie cameline tutaj ), postanowiłam wykonać jeszcze jedno danie z jego udziałem. Padło na cebule, gdyż po pierwsze- zrobiłam większy zapas cebuli, po wtóre- pamiętam entuzjazm, który wzbudzały we wszystkich próbujących bez wyjątku  cebule w cydrowym sosie. Wersja z sosem cameline jest podobna, ale bardziej słodko- korzenna, no i pachnie obłędnie winem oraz cynamonem. Można jeść jako samodzielne danie z chlebem albo podpłomykiem, można też podawać jako dodatek do mięsa lub ryby.

Składniki:
1 kg jak najmniejszych cebul (najlepsze będą szalotki)
2  szklanki czerwonego wytrawnego wina
1 szklanka lekkiego rosołu (może być z kostki)
1 łyżka miodu
1 łyżka octu winnego
kilka goździków (rozdrobnionych w moździerzu lub przynajmniej połamanych, żeby oddały swój smak)
3 łyżeczki cynamonu
1 łyżeczka imbiru
garść rodzynek

1. Do garnka wlewamy wino oraz rosół, dodajemy goździki, cynamon, imbir oraz rodzynki. Gotujemy przez chwilę, ciągle mieszając.
2. Wkładamy obrane cebule i dusimy na małym ogniu, aż przyjmą kolor sosu. Trwa to dość długo, dlatego należy uzbroić się w cierpliwość. Jeśli płyn nie przykrywa cebul lub zbyt szybko wyparowuje, można podlewać danie wodą, dbając jednak by finalnie sos nie był za bardzo rozwodniony.
3. Gdy cebule są już miękkie, dodajemy miód oraz ocet winny i gotujemy jeszcze chwilę.
4. Danie jest smaczniejsze, jeśli odstawimy je na na jakiś czas i pozwolimy, aby smaki się "przegryzły".



sobota, 21 marca 2020

Pieczone pierogi z wieprzowiną z wiśniami



Historia powstania tego dania jest długa i bardzo zawiła. Zaczęło się od zachwalanego przez profesora Dumanowskiego karpia z wiśniami i przyprawami korzennymi. Natychmiast zapragnęłam wykonać takiego karpia (przepis z Compendium ferculorum), niestety, poza sezonem świątecznym, karpia dostać nie sposób. Spróbowałam więc z inną rybą (chyba był to dorsz) i wyszło... zupełnie bez sensu. Przypomniałam sobie jednak "sernik ze świni", który robiłam kilka lat temu i natchnęło mnie: przecież te wiśnie będą świetnie smakować z wieprzowiną! Na okoliczność "Najstarszej knajpy w Sieradzu" wykonałam taki pasztet wieprzowy z wiśniami- niestety, nie zrobiłam żadnego zdjęcia. Musiałam więc upiec go jeszcze raz, a że, nie lubię robić czegoś kilka razy tak samo- tym razem "pasztet" jest w formie pierogów.
Smak tego dania jest bardzo intensywny, słodko- pikantno- wiśniowy. Takie pierogi świetnie sprawdzą się jako przekąska do pracy lub na wyprawy w teren. Można je jeść świeżo wyjęte z pieca lub poczekać, aż ostygną. Można na drugi dzień podgrzać w mikrofalówce. Z podanych składników wyszło mi 18 sztuk (2 blachy) dużych pierogów.

Składniki na farsz:

1/2 kg mięsa mielonego wieprzowego lub wieprzowo- wołowego
mały słoik wiśni w soku lub domowej konfitury wiśniowej
2 łyżeczki imbiru
1 łyżeczka kardamonu
1/2 łyżeczki cynamonu
szczypta czarnego pieprzu
1 łyżka miodu (można zrezygnować jeśli konfitura jest bardzo słodka)
1 łyżka smalcu


Składniki na ciasto:

3 szklanki mąki
2 żółtka
1/3 kostki masła
szczypta szafranu
szczypta soli
woda

1. Mięso podsmażamy chwilę na smalcu, dodajemy wiśnie i gotujemy na wolnym ogniu, mieszając od czasu do czasu. Dodajemy wszystkie przyprawy. Kiedy sok wiśniowy odparuje i farsz jest w względnie suchy- odstawiamy do wystygnięcia.
2. W czasie, gdy farsz stygnie, zabieramy się za ciasto. Na stół lub stolnice wysypujemy mąkę i mieszamy z szafranem. Dodajemy masło, żółtka oraz odrobinę wody i zagniatamy. Ciasto powinno mieć konsystencję plasteliny- wiec jeśli jest zbyt twarde, lub się kruszy- trzeba dodać więcej wody. Ciasto rozwałkowujemy na grubość "jak na pierogi"..
3. Wykrawamy z ciasta kółka dowolnej wielkości (raczej większe niż mniejsze), nakładamy do ciasta przestygnięty farsz i sklejamy brzegi.
4. Pierogi wykładamy na wysmarowaną olejem blachę. Można również delikatnie "maznąć" olejem po wierzchu- będą wtedy mniej suche.
5. Piec w temperaturze około 180 stopni, aż ciasto się zarumieni, co w zależności od piekarnika trwa od 30 do 40 minut.  

poniedziałek, 16 marca 2020

Kurczak w sosie migdałowo- kminowym




Kolejny przepis z "Gospodarza paryskiego", kolejne danie z kurczaka i kolejne z mlekiem migdałowym :) Do wypróbowania tej receptury skłonił mnie dodatek kminku (albo kminu rzymskiego), który uwielbiam, a rzadko wpadają mi w ręce przepisu z jego udziałem. W tym daniu kminek sprawuje się znakomicie- nadaje całości świeżości i trochę pikanterii. Kurczak duszony w mleku migdałowym i winie jest bardzo delikatny, z lekko kwaskową nutą. Ja zjadłam z chlebem, ale myślę, że dobrze sprawdzi się dodatek ryżu lub kaszy jaglanej.

Składniki:

4 kawałki kurczaka
2 szklanki mleka migdałowego
1 szklanka rosołu drobiowego (ostatecznie może być z kostki)
1 szklanka białego wina wytrawnego lub półwytrawnego
1 łyżka octu winnego białego
3 łyżeczki kminku lub 2 łyżeczki kminu rzymskiego
1 łyżeczka imbiru
sól
pieprz
olej do podsmażenia

1.Kawałki kurczaka podsmażamy w rondlu na oleju, tak, żeby się zarumienił.

2. Wlewamy rosół, wino i mleko migdałowe i dusimy pod przykryciem około godziny, aż mięso będzie miękkie. Jeśli sos nie pokrywa mięsa- co jakiś czas przewracamy kawałki kurczaka. Gdyby sos zbyt szybko się wygotowywał, można dolać trochę wody.

3. Gdy kurczak jest już miękki, dodajemy kminek (lub kmin), imbir, ocet oraz sól i pieprz do smaku. Gotujemy jeszcze przez chwilę, a potem odstawiamy na kilka minut, żeby smaki "się przegryzły".

4. Wyjmujemy mięso na talerz i polewamy sosem.


Zupa z porów na mleku migdałowym




Inspiracją do tego dania był przepis na puree z porów, zamieszczony w "Gospodarzu paryskim". Jako, że nie przepadam za puree- zrobiłam zupę. Zrezygnowałam z cebuli, a zamiast pieprzu dodałam cynamonu i gałki muszkatołowej. Zupa jest słodka, delikatna w smaku- idealna na śniadanie. Jakby tego było mało- postna (w średniowiecznym znaczeniu) i wegańska. Dobrze smakuje z grzanką z białego pieczywa.

składniki:

2 duże pory
1 litr mleka migdałowego
3 kromki białego pieczywa
szczypta soli
szczypta cynamonu
szczypta gałki muszkatołowej
olej do podsmażenia
woda

1. Miękisz z 3 kromek chleba namaczamy w odrobinie mleka migdałowego.

2. Białe i jasnozielone części pora kroimy w krążki lub drobniej jesli mamy ochotę.

3. Rozgrzewamy olej w garnku i podsmażamy pory tylko tyle, żeby sie zeszkliły.

4. Zalewamy podsmażone pory szklanką wody i dusimy na małym ogniu, od czasu do czasu mieszając. Delikatnie solimy.

5. Namoczony miękisz chleba rozdrabniamy widelcem lub przecieramy przez sito (można też zblendować).

6.Kiedy pory są już miękkie, a większość wody z nich odparowała- wlewamy mleko migdałowe i dodajemy rozdrobniony miękisz chleba.

7. Gotujemy kilka minut uważając, żeby nie wykipiało. Dodajemy cynamon i gałkę muszkatołową.

niedziela, 15 marca 2020

Ferkase- tradycyjna kaszubska potrawa z gotowanego kurczaka


Tym razem danie regionalne, oparte na współczesnym przepisie, choć podejrzewam, że rodowód ma stary. Sama nazwa "ferkase" prawdopodobnie jest "skaszubszczoną" wersją słowa "fricassée" oznaczającego potrawkę z pokrojonych mięs. Słowo to często pojawia się w staropolskich książkach kucharskich (we francuskiej wersji lub jako spolszczony "frykas") właśnie na określenie delikatnej mięsnej potrawki. Poza nazwą, na stary rodowód wskazuje też smak i dobór składników- połączenie mięsa z kwaśnym sosem i słodkimi rodzynkami. Potrawę tę można przygotować od podstaw (ugotować kurczaka specjalnie w tym celu), albo po prostu wykorzystać mięso z rosołu. Ma bardzo delikatny smak, sos jest kremowy, nieco kwaskowy, a dodatek rodzynek wprowadza słodkie nuty. Na Kaszubach podają ferkase z ugotowanym ryżem. Z podanych składników wychodzą 4 porcje dania.

Składniki na rosół i mięso z niego:

4 dowolne kawałki kurczaka (pierś, pałka, udko)
pęczek włoszczyzny
pieprz
sól

Składniki na sos:

2 łyżki maki pszennej
1 duża łyżka masła
1 szklanka zimnego rosołu
1 cytryna ( lub 3 łyżki stołowe gotowego soku)
1/2 szklanki śmietany 30%
2 żółtka
10 dag rodzynek
szczypta cukru
przegotowana woda

1. Z mięsa i włoszczyzny gotujemy rosół. Jeśli rosół i mięso już mamy- przechodzimy do punktu drugiego.
2. Rodzynki trzeba sparzyć wrzątkiem i zostawić w nim na około godzinę, żeby się rozmoczyły. Kiedy już "napuchną"- odcedzamy i delikatnie odciskamy z nadmiaru wody w ściereczce.
3. W rondelku lekko podsmażamy na maśle mąkę, uważając, żeby się nie przypaliła. Powoli, ciągle mieszają, wlewamy zimny rosół- sos powinien być gładki i mieć konsystencję śmietany. Dodajemy cukier, sok z całej cytryny o.raz śmietanę (cały czas mieszamy). Zdejmujemy z ognia.
4. Dwa żółtka rozbijamy w kubku z łyżką przegotowanej wody i wlewamy to powoli do ciepłego (nie gorącego) sosu. Dokładnie mieszamy. Dodajemy odciśnięte rodzynki.
5. Mięso wyjmujemy z rosołu, układamy na talerzu i polewamy sosem.



:

sobota, 14 marca 2020

Kurczak w sosie cameline z miodem i figami


Adepci sztuki kulinarnej uczyli się kiedyś takiego wierszyka: "Ryba, drób i cielęcina lubią tylko białe wina". Wierszyk ten okazał się nieprawdą, ponieważ mój kurczak bardzo polubił się z winem czerwonym, a właściwie, cytując za Czernieckim; "Lubo wino żadnej potrawy nie zepsuje i są niektóre takowe, które na samym winie gotowane bywają i mają swój osobny smak, który na miejscu znajdziesz."
Przepis na sos cameline podaję za Platiną, pomysł włożenia do niego kurczaka i fig podsunął mi Czerniecki w "Compendium ferculorum".
Smak tego dania jest bardzo oryginalny, kwaśno-słodko-wytrawno-cynamonowy.Najlepiej podawać go tylko z chlebem (i intensywnie maczać chleb w sosie), ponieważ jest tak intensywny, że właściwie trudno dobrać jakiekolwiek inne dodatki. Popijać oczywiście resztą wina z butelki.

Składniki;
2 pałki kurczaka
2 szklanki czerwonego wytrawnego wina
kilka goździków (rozdrobnionych w moździerzu lub przynajmniej połamanych, żeby oddały swój smak)
3 łyżeczki cynamonu
1 łyżeczka imbiru
4-5 dużych suszonych fig
2 łyżki miodu
miękisz z kromki pszennego chleba
odrobina oleju

1. Do garnka wlewamy wino, dodajemy goździki, cynamon, imbir oraz pokrojone w ósemki figi. Gotujemy przez chwilę, ciągle mieszając.
2. Do gotującego się wina z przyprawami wkładamy kawałki kurczaka i gotujemy przez około 15 minut. Jeśli wino nie przykrywa kurczaka, gotujemy najpierw z jednej strony, a potem z drugiej.
3. Kurczaka wyciągamy, układamy na posmarowanej blaszce i pieczemy w piekarniku, aż będzie miękki.
4. W tym czasie dodajemy do sosu rozdrobniony miękisz chleba, żeby się rozmoczył.
5. Gdy kurczak już jest gotowy, tzn. miękki w środku i czekoladowo brązowy na zewnątrz, wyłączamy piekarnik i zostawiamy na chwilę mięso, żeby odpoczęło.
6. Podgrzewamy sos (nie gotujemy) i rozpuszczamy w nim miód. Mięso wykładamy na talerz i polewamy obficie gorącym sosem. Serwujemy z kromką chleba.

Winne naleśniki



W moim przypadku każde naleśniki są winne- głownie przybywających kilogramów i kurczących się ubrań. Naleśniki, placuszki i racuszki wszelkie uwielbiam, i nic na to nie poradzę. Te konkretnie są winne również dlatego, że zrobione są na winie zamiast mleka. Przepis pochodzi z piętnastowiecznej książki kucharskiej "Gospodarz paryski", w której autor zaleca jedzenie tych naleśników zarówno na słodko, jak i na wytrawnie. Mnie zasmakowały w wersji z roztopionym masłem, cukrem i cynamonem. Smak wina jest niewyczuwalny w pierwszym kęsie i dopiero po jakimś czasie zostaje kwaśno- cierpki posmak na języku. Koniecznie trzeba je jeść świeże i gorące- przechowywane w lodówce magicznym sposobem zmieniają się w zwykłe naleśniki. z podanych proporcji wychodzi około 10 sztuk.

Składniki:
1 szklanka białego półsłodkiego wina
2 łyżeczki miodu
6 dobrych jaj
1 szklanka mąki
szczypta soli
olej do smażenia
kawałek masło do polania naleśników
cukier do posypania
cynamon

1. Podgrzewamy w rondelku białe wino i rozpuszczamy w nim miód. Odstawiamy do przestygnięcia.
2. W miseczce ubijamy jajka i powoli dodajemy do nich mąkę oraz szczyptę soli. Po otrzymaniu gładkiej masy powoli wlewamy przestudzone wino i mieszamy, aż otrzymamy gładkie ciasto bez grudek. Powinno być odrobinę rzadsze niż klasyczne ciasto na naleśniki.
3. Rozgrzewamy patelnię z niewielką ilością oleju. Nalewamy chochelką ciasto na rozgrzaną patelnię, rozprowadzając je po całej powierzchni. smażymy naleśniki z obu stron.
4. Naleśniki układamy na talerzu, polewamy roztopionym w rondelku masłem, posypujemy cukrem i cynamonem.

środa, 11 marca 2020

Ocet jabłkowy




Wykonanie własnego octu jabłkowego jest banalnie proste i nie wymaga żadnych szczególnych umiejętności ani narzędzi. Właściwie w całym procesie trudności mogą nastręczyć dwie rzeczy. 
Pierwszą jest znalezienie jabłek nie skażonych chemią- najlepsze oczywiście były by własne, warto też uruchomić znajomości, na pewno ktoś gdzieś posiada jakiegoś krewnego, który posiada własne jabłka z jabłonki nienawożonej i niepryskanej. Na pociechę powiem, że nie muszą być to jabłka dorodne- wystarczą powszechnie pogardzane psiury. Nie muszą też być w super stanie- wszelkie uszkodzenia i nadgnicia wystarczy wykroić.
Drugą trudnością jest czas. Proces fermentacji octowej zachodzi powoli i nijak nie da się go przyśpieszyć. Dodatkowo towarzyszą mu zapachy, które nieobeznanym z tematem będą kojarzyć się z wonią taniego wina, zwanego jabolem. Jeśli więc po wizycie ciekawskiej sąsiadki lub listonosza przylgnie do was łatka degustatorów tego niezbyt szlachetnego trunku- może to być wina  octu jabłkowego.

Składniki:

1 kg jabłek
1 litr wody
5 łyżek miodu

Potrzebne będą również:
duży, możliwie szeroki słoik
lniana lub bawełniana ściereczka (lub po prostu kawałek tkaniny)
butelki do przelania

1. Jabłek przeznaczonych na ocet nie myjemy. Jeśli w którymś miejscu jest zabrudzenie, którego nie chcemy mieć w naszym specyfiku (np. ziemia), wycieramy ściereczką TYLKO w tym miejscu. Z jabłek odrywamy ogonki i wykrawamy ewentualne uszkodzenia (obicia, nadgnicia), a następnie kroimy w ósemki razem z gniazdami nasiennymi. Pokrojone jabłka układamy w czystym, wyparzonym słoju.
2. Miód rozpuszczamy w przegotowanej, ciepłej (nie gorącej) wodzie. Czekamy, aż woda z miodem przestygną i zalewamy nią jabłka. Jabłka nie mogą wystawać na powierzchnię, dlatego warto je docisnąć używając np. ceramicznego talerzyka. Przykrywamy słoik ściereczką i odstawiamy w ciepłe i ciemne miejsce.
3. Przez pierwszych kilkanaście dni jabłka należy raz dziennie przemieszać, żeby zapewnić równomierny dostęp powietrza do wszystkich owoców. Zaprzestajemy mieszania, gdy jabłka zbrązowieją i opadną na dno. W tym czasie na powierzchni może pojawić się glutowaty kożuch, którego nie należy usuwać. Jest to tzw. matka fermentacji i pomaga ona pracować naszemu octowi.
4. Czekamy jeszcze 2-3 tygodnie :) Ocet jest dobry, kiedy przestaje intensywnie pachnieć jabolem, już się nie pieni i nie robią się bąbelki (choć nie zaszkodzi dla pewności odczekać jeszcze dzień lub dwa).
5. Prawie gotowy ocet przecedzamy przez szmatkę i odstawiamy jeszcze na 2-3 dni w chłodne miejsce do sklarowania.
6. Jeszcze raz przecedzamy i rozlewamy do butelek. Powinien być lekko żółty i trochę mętny. W zamkniętych butelkach i w zacienionym miejscu można go przechowywać kilka lat.

poniedziałek, 9 marca 2020

Pasztet grzybowy



Przepis na pasztet grzybowy pochodzi z czternastowiecznej książki kucharskiej "Gospodarz paryski" (Le Mesnagier de Paris)-zbioru przepisów spisanego przez dojrzałego już mieszczanina dla jego młodziutkiej małżonki. Jest mocno grzybowy, dość pikantny z lekką korzenną nutą. Zamiast zaproponowanego przez mnie ciasta można równie dobrze użyć klasycznego (słonego) ciasta kruchego lub ciasta francuskiego.Podane proporcje przeznaczone sa na dużą blachę (mniej więcej 25 na 35 cm).

Składniki na farsz:

1,5 kg grzybów świeżych lub mrożonych (u mnie dominują podgrzybki, bo było ich dużo w tamtym roku, ale mogą być dowolne)
2 jajka
200 ml śmietany 18%
1 płaska łyżeczka pieprzu
1 płaska łyżeczka kardamonu
szczypta imbiru
szczypta gałki muszkatołowej
szczypta soli
olej do podsmażenia

Składniki na ciasto:

3 szklanki mąki
2 żółtka
1/3 kostki masła
szczypta szafranu
szczypta soli
woda

1. Obrane, drobno pokrojone grzyby podsmażamy na oleju i dodajemy wszystkie przyprawy. Gdy będą już miękkie, należy jeszcze jakiś czas potrzymać je na wolnym ogniu (mieszając od czasu do czasu), tak, żeby odparowało z nich jak najwięcej wody. Kiedy farsz grzybowy jest już względnie such- zdejmujemy z ognia i odstawiamy do wystygnięcia.

2. W czasie, gdy farsz stygnie, zabieramy się za ciasto. Na stół lub stolnice wysypujemy mąkę i mieszamy z szafranem. Dodajemy masło, żółtka oraz odrobinę wody i zagniatamy. Ciasto powinno mieć konsystencję plasteliny- wiec jeśli jest zbyt twarde, lub się kruszy- trzeba dodać więcej wody.Ciasto dzielimy na 2 części: 2/3 na spód placka i 1/3 na wierzch. Większą część ciasta
rozwałkowujemy tak, żeby pokryła spód oraz boki blachy, natomiast mniejszą tak, żeby stanowiła przykrycie. W placki, który będzie przykryciem należ zrobić dziurki, przez które wydostanie się para.

3. Kiedy farsz już przestygnie, mieszamy jajka i śmietanę i wlewamy to do farszu, dokładnie mieszając.

4. Wysmarowana blachę wykładamy ciastem, nakładamy nadzienie i przykrywamy drugą warstwą ciasta. Boki obu części ciasta zwilżyć wodą i ścisnąć razem, żeby się skleiły.

5. Piec w temperaturze około 180 stopni, aż ciasto się zarumieni, co w zależności od piekarnika trwa od 35 do 45 minut.

Najlepiej kroić pasztet, jak już trochę przestygnie, bo świeżo wyjęty z pieca będzie się rozpadał. Można jeść na zimno lub na ciepło- jest równie smaczny.

wtorek, 3 marca 2020

Piwo jałowcowe



Piwo jałowcowe (znane tez jako piwo kozicowe) to tradycyjny niskoalkoholowy napój orzeźwiający. Obecnie robi się go najczęściej z dodatkiem drożdży, ja jednak zdecydowałam się na bardziej historyczną wersję z rodzynkami i zakwasem chlebowym. 
Jagody jałowca można kupić właściwie w każdym sklepie z przyprawami (na 2 litry potrzeba 5-8 torebek), można też wybrać się do lasu i zebrać jałowiec samodzielnie- dojrzałe szyszkojagody wiszą na krzakach od lata praktycznie do końca zimy. Polecam zabrać na taką wyprawę rękawice ochronne oraz dużo cierpliwości, bo to dość żmudne zajęcie.
Jeśli nie mamy dostępu do chmielu, najprościej zaopatrzyć się w aptece lub sklepie zielarskim.
Zakwas najlepiej nastawić tydzień wcześniej i oprócz piwa kozicowego upiec (przy okazji) chleb :)

Składniki na 2 litry napoju:

10 dag jagód jałowca
kilka szyszek chmielu
½ szklanki miodu
1 łyżka zakwasu żytniego
kilka rodzynek
2 litry wody

Owoce jałowca miażdżymy w moździerzu- niezbyt drobno, chodzi tylko o to, żeby się otworzyły. 
Nie polecam wykorzystywania młynka lub blendera, ponieważ zbyt małe drobiny będzie później ciężko odcedzić. Zmiażdżone owoce zalewamy zimną wodą i gotujemy na małym ogniu. Kiedy jałowiec się zagotuje. Można dodać szyszki chmielu. Zmniejszamy ogień i na takim minimalnym pozwalamy wywarowi „pyrkać” jeszcze przez 30 minut do godziny.
Po zdjęciu z ognia studzimy i przecedzamy (najlepiej przez płótno) w celu pozbycia się wszystkich paprochów.
Kiedy wywar będzie lekko ciepły (tak by nie zabił nam zakwasu) rozpuszczamy miód, dodajemy rodzynki oraz łyżkę zakwasu.
Zostawiamy na 3-4 dni w temperaturze pokojowej do fermentacji. Po tym czasie można piwo pić lub rozlać do butelek i przechowywać w chłodnym miejscu. Podobno wytrzymuje w lodówce tydzień, ale nie było okazji sprawdzić.